WoloNosiciele dali radę. Śnieżnik zdobyty, marzenia spełnione
Rok temu zdobyli Śnieżkę, a teraz Śnieżnik. W sobotę odbyła się druga odsłona akcji stowarzyszenia Runner’s Power „Spełniamy górskie marzenia”. Piętnaścioro Skarbów – dzieci z niepełnosprawnościami – przy pomocy wolontariuszy zdobyło najwyższy szczyt Sudetów wschodnich. Na kopułę Śnieżnika dotarło 150 osób zaangażowanych w akcję.
W sobotę, piętnaścioro dzieci z niepełnosprawnościami, dzięki pomocy WoloNosicieli znalazło się na szczycie najwyższej góry Sudetów Wschodnich – Śnieżnika. Stowarzyszenie Runner’s Power i kilkudziesięciu wolontariuszy zorganizowało drugą odsłonę akcji „Spełniamy górskie marzenia”. Wszystko rozpoczęło się już w piątek rano, kiedy spod Śremskiego Sportu wyruszył autobus z blisko pięćdziesięcioma osobami.
Za chwilę ruszymy autobusem z połową dzieci, czyli Skarbów. Druga połowa dojedzie sama ze względów na te dzieci, które nie mogą jeździć autobusem, rodzice z nimi sami przyjadą, a my dojedziemy do ośrodka Bolków w Bolesławowie, niedaleko Stronia Śląskiego.
mówił na gorąco Ryszard Mitmański ze Stowarzyszenia Runner’s Power
W Stroniu Śląskim i Bolesławowie znajdowały się bazy wolontariuszy, skarbów oraz ich rodzin. Po południu odbyła się odprawa z udziałem przewodników górskich, a następnie spotkanie rodzin z WoloNosicielami, w czasie którego przygotowywano wózki do 14 kilometrowej trasy w obie strony. W sobotni poranek przyszedł czas na decydującą część akcji. Trzy autokary wyruszyły z gminy Stronie Śląskie w blisko 50-kilometrową trasę do Międzygórza, gdzie znajduje się początek szlaku. Podróż na szczyt trwała około ponad 3 godziny z kilkoma krótkimi przystankami. Do schroniska pod szczytem większość trasy można było przejechać na kołach, jednak ostatni etap trasy wymagał od Wolonosicieli zdecydowanie więcej wysiłku.
Momentami było trudno. Było trudno dlatego, że Amelka, którą niosłam w nosidle, to jest jednak 23 kilo małego człowieczka. Nie jest łatwe, ale to jest warte tego wszystkiego. Dziewczyny gdzieś tam nam pomagały, wymieniałyśmy się tym nosidłem i Amelką, ale faktycznie od samej góry do schroniska, około półtora kilometra takiej stromej trasy niosłam Amelkę sama i da się naprawdę to odczuć, ale ta radość, uśmiech i śpiewanie piosenek po drodze z Amelką to po prostu były takie momenty, że zapomina się o tym bólu.
tłumaczyła Olga Klupś, WoloNosiciel
Biorąc udział w takich rzeczach, to nie my pomagamy tym dzieciakom i tym rodzicom, tylko oni pomagają nam. Oni nam prostują głowę, umysły, bo my dzisiaj tutaj będą z nimi, tak naprawdę jutro wrócimy do swoich zajęć, a oni zostaną z tymi swoimi problemami wielkimi. To my uczymy się od nich, co to jest cierpliwość, co to jest miłość, co to jest kochanie. Przecież my obserwując tych ludzi, te małżeństwa, jak oni dzieci kochają, to po prostu jest dla nas wzór. My dosłownie zdajemy sobie sprawę z tego, że nasze problemy codzienne to jest po prostu, jak mówi klasyk, pikuś. Nasze problemy nie istnieją przy tym, co oni muszą codziennie poświęcić, a robią to z taką miłością, z taką determinacją.
mówi Marek Zgoła, WoloNosiciel ze Stowarzyszenia Runner’s Power
Pokaźna grupa ze Śremu i nie tylko, bo w gronie WoloNosicieli znalazły się osoby z różnych stron Polski, dotarła na szczyt śnieżnika krótko po godzinie 12. Dzieci otrzymały tam pamiątkowe medale, niektóre już po raz drugi. W tym roku w akcji wzięło udział 15 skarbów, o 5 więcej niż w pierwszej edycji. Chwile spędzone na szczycie to nie tylko wielkie emocje dla skarbów, ale też ich rodzin.
Całą drogę z mamą szłyśmy, my byłyśmy tak przerażone. Moja mama to ogólnie, ona mówi, że tyle robią dla dzieci, że takie zaangażowanie, że po prostu dla nas to takie bardzo przyjemne doświadczenia. W górach nie byliśmy i z takim dzieckiem nigdy byśmy nie byli. Dla nas naprawdę jest takim stresem trochę, że ludzie tyle wkładają serca w to, co robią i tyle dają. Naprawdę jestem wzruszona tym wszystkim, bo to naprawdę jest super.
mówiła mama jednego ze Skarbów
Gdyby nie ta akcja, my byśmy z Zuzią w życiu tam nie weszli. Większość dzieci w ogóle by nie weszła, wszystkie dzieci, które tam były, by nie weszły. To jest w ogóle coś niesamowitego, wejść tam do góry, zobaczyć. Dzieci były bardzo zadowolone, były szczęśliwe. My się po prostu popłakaliśmy, bo to są takie wzruszenia, to są emocje. To jest coś niesamowitego naprawdę. Jak się dowiedziałam o tym, że jest taka możliwość, mówię: w ogóle nie wierzę, że coś takiego się stanie. No ale w zeszłym roku weszliśmy na tę Śnieżkę, w tym roku na Śnieżnik, także super było.
mówiła Paulina Lambryczak, mama Zuzi
Po zejściu ze szczytu na wszystkich czekał gorący posiłek w schronisku, a po krótkiej przerwie przyszła pora na powrót do bazy. Tym razem grupa zeszła szlakiem w kierunku Kletna, gdzie znajduje się jedna z miejscowych atrakcji – Jaskinia Niedźwiedzia. W okolicy tego obiektu zakończyło się trwające 6 godzin przedsięwzięcie.
Udało się nawet na 150%, moim zdaniem. Trasa była zdecydowanie łatwiejsza, według mnie, niż Śnieżka. Grupa była bardziej profesjonalnie przygotowana, ponieważ wiele było osób, które już było w zeszłym roku. Przewodnicy trzymali grupę całą jakby w kupie, nikt się nie rozchodził, było naprawdę bardzo, bardzo dobrze. Na szczycie jak zwykle mnóstwo emocji, wzruszenie, płacz, oklaski. Rodzice płakali, dzieci były wzruszone, jak na przykład Zuzia Lambryczak. Emocji nie pokazuje zawsze, a już drugi raz widziałam ogromne emocje na tym szczycie. Dla mnie to w ogóle, tak jak już powtarzam, mistyczne wydarzenie. Cudowne.
mówi Gosia Matuszewska ze Stowarzyszenia Runner’s Power
Przygotowania do tej trwającej kilka godzin wspinaczki rozpoczęły się grubo ponad pół roku temu. Wbrew pozorom to ogromne przedsięwzięcie logistyczne.
Wiem ile godzin mi to zajęło i to tak w setkach godzin pewnie by to wyszło. Zacząłem pół roku temu, od w sumie właśnie znalezienia obiektu, w którym właśnie jesteśmy tutaj w Bolesławowie, ale okazał się za mały, bo tu jest tylko 90 miejsc, a my potrzebowaliśmy 150, także udało mi się pół roku temu załatwić na 150. Później oczywiście autobus i takie wszystkie rzeczy trzeba było dograć. Ostatnie rzeczy schodziły dwa dni przed wyjazdem, ale wszystko dograło się.
tłumaczył Ryszard Mitmański ze Stowarzyszenia Runner’s Power
„Spełniamy górskie marzenia” to także sponsorzy, bez których nie byłoby możliwe zapewnienie prezentów dla Skarbów, czy koszulek dla wszystkich uczestników, kończąc na miejscach noclegowych i wyżywieniu dla 150 osób zaangażowanych w to przedsięwzięcie stowarzyszenia Runner’s Power.